Info
Ten blog rowerowy prowadzi Monica z miasteczka Luzino. Mam przejechane 14904.00 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią brak danych. i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Grudzień2 - 13
- 2016, Listopad2 - 3
- 2016, Październik5 - 12
- 2016, Wrzesień4 - 9
- 2016, Sierpień7 - 16
- 2016, Lipiec7 - 12
- 2016, Czerwiec1 - 2
- 2016, Maj14 - 51
- 2016, Kwiecień6 - 17
- 2016, Marzec2 - 9
- 2016, Luty2 - 11
- 2015, Grudzień2 - 7
- 2015, Listopad1 - 1
- 2015, Październik7 - 41
- 2015, Wrzesień4 - 15
- 2015, Sierpień6 - 11
- 2015, Lipiec3 - 4
- 2015, Czerwiec8 - 20
- 2015, Maj12 - 56
- 2015, Kwiecień10 - 35
- 2015, Marzec6 - 23
- 2015, Luty4 - 14
- 2015, Styczeń2 - 19
- 2014, Grudzień3 - 21
- 2014, Listopad4 - 34
- 2014, Październik7 - 64
- 2014, Wrzesień6 - 57
- 2014, Sierpień5 - 26
- 2014, Lipiec7 - 59
- 2014, Czerwiec8 - 40
- 2014, Maj17 - 134
- 2014, Kwiecień9 - 58
- 2014, Marzec12 - 88
- 2014, Luty9 - 47
- 2014, Styczeń2 - 4
- 2013, Grudzień3 - 2
- 2013, Listopad3 - 4
- 2013, Październik6 - 16
- 2013, Wrzesień5 - 23
- 2013, Sierpień2 - 8
- 2013, Lipiec1 - 5
- 2013, Czerwiec5 - 20
- 2013, Maj1 - 0
- 2012, Październik1 - 3
- 2012, Sierpień1 - 1
- 2012, Lipiec1 - 0
- 2012, Czerwiec1 - 3
- 2012, Maj2 - 1
- 2012, Kwiecień3 - 2
- 2011, Październik5 - 7
- 2011, Czerwiec3 - 4
- 2011, Maj1 - 2
- 2011, Kwiecień1 - 2
- 2010, Październik1 - 0
- 2010, Maj1 - 0
- 2010, Kwiecień1 - 0
- 2009, Lipiec1 - 0
- 2009, Czerwiec1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
W towarzystwie
Dystans całkowity: | 5740.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 90 |
Średnio na aktywność: | 63.78 km |
Więcej statystyk |
- DST 33.00km
- Sprzęt Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Wieczorkiem
Czwartek, 9 kwietnia 2015 · dodano: 09.04.2015 | Komentarze 2
Od wczoraj zrobiło się wreszcie odczuwalnie ciepło ;-) oby już było tylko coraz cieplej...
O godzinie 19 udało mi się, choć nawet wtedy nie było to łatwe, wyrwać z Siostrą na krótką przejażdżkę po okolicy. Dobre i to ale bardzo już tęsknię za dłuższymi wyjazdami. Na razie słaby ten rok pod względem rowerowym, chyba będzie słabszy niż ubiegły.
Trasa: Luzino - Tępcz - Pobłocie - Smażyno - Częstkowo - Sychowo - Robakowo - Luzino
O godzinie 19 udało mi się, choć nawet wtedy nie było to łatwe, wyrwać z Siostrą na krótką przejażdżkę po okolicy. Dobre i to ale bardzo już tęsknię za dłuższymi wyjazdami. Na razie słaby ten rok pod względem rowerowym, chyba będzie słabszy niż ubiegły.
Trasa: Luzino - Tępcz - Pobłocie - Smażyno - Częstkowo - Sychowo - Robakowo - Luzino
Okoliczne pola © Monica
Wieczorne niebo © Monica
Kategoria 0-50 km, W towarzystwie
- DST 38.00km
- Sprzęt Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedzielne kółeczko po okolicy
Niedziela, 15 marca 2015 · dodano: 15.03.2015 | Komentarze 4
Słabo jeszcze z tą wiosną, słabo...
A przeskakujący łańcuch odebrał mi przyjemność z jazdy... Kolejna wizyta w serwisie konieczna :-(
Kiedy będzie mi się znów jeździło przyjemnie i bezroblemowo? Bo na razie to i entuzjazmu brak i ciągle coś nie tak z rowerem...
Trasa: Luzino – Barłomino – Wyszecino – Smażyno - Pobłocie – Tępcz – Paraszyno – Luzino
A przeskakujący łańcuch odebrał mi przyjemność z jazdy... Kolejna wizyta w serwisie konieczna :-(
Kiedy będzie mi się znów jeździło przyjemnie i bezroblemowo? Bo na razie to i entuzjazmu brak i ciągle coś nie tak z rowerem...
Trasa: Luzino – Barłomino – Wyszecino – Smażyno - Pobłocie – Tępcz – Paraszyno – Luzino
Kategoria W towarzystwie, 0-50 km
- DST 76.00km
- Sprzęt Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Wreszcie wiosennie :-)
Niedziela, 8 marca 2015 · dodano: 08.03.2015 | Komentarze 4
To był naprawdę ciepły wiosenny dzień. Bardzo mnie zaskoczył. Z uwagi na to, że ostatnimi czasy moje prognozy pogodowe zupełnie się nie sprawdzały, na dziś nie sprawdzałam żadnych prognoz i nie miałam żadnych planów rowerowych, co będzie to będzie... A tu taka niespodzianka, słońce obudziło mnie wcześniej niż zamierzałam i po godz. 11 ruszyłyśmy z Siostrą w okolice Rezerwatu Lubygość.
Wiatr południowy był momentami bardzo uciążliwy, ale przynajmniej było on ciepły a nie taki nieprzyjemny jak tydzień temu. Słońce przygrzewało mocno, w lesie i zacisznych miejscach dało się to odczuć, chwilami było mi wręcz za ciepło ;-) Chciałabym jak najwięcej takich dni.
Trasa: Luzino - Wyszecino - Lewino - Miłoszewo - Nowa Huta - Rez. Żurawie Błota i Lubygość - Kamienica Młyn - Potęgowo - Kobylasz - Stara Huta - Lewino - Wyszecino - Luzino
Wiatr południowy był momentami bardzo uciążliwy, ale przynajmniej było on ciepły a nie taki nieprzyjemny jak tydzień temu. Słońce przygrzewało mocno, w lesie i zacisznych miejscach dało się to odczuć, chwilami było mi wręcz za ciepło ;-) Chciałabym jak najwięcej takich dni.
Trasa: Luzino - Wyszecino - Lewino - Miłoszewo - Nowa Huta - Rez. Żurawie Błota i Lubygość - Kamienica Młyn - Potęgowo - Kobylasz - Stara Huta - Lewino - Wyszecino - Luzino
Przed siebie © Monica
Na Kamiennej Górze - Jak dawno już nie widziałam takiego błękitnego nieba © Monica
Rezerwat "Żurawie Błota" © Monica
Jezioro Kamienne © Monica
Na kamyku ;-) © Monica
Żurawie Błota © Monica
Przez las © Monica
W Rezerwacie Lubygość © Monica
Leśna szutrówka © Monica
Jezioro Potęgowskie © Monica
Tak sobie jedziemy © Monica
Okolice miejscowości Kobylasz © Monica
Kategoria 51-100 km, W towarzystwie
- DST 39.00km
- Sprzęt Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Nadal szaro
Sobota, 28 lutego 2015 · dodano: 28.02.2015 | Komentarze 2
Co tu dużo pisać, ubiegłoroczny luty był o wiele piękniejszy....
Trasa: Luzino - Paraszyno - Osiek - Nawcz - Paraszyno - Luzino
Trasa: Luzino - Paraszyno - Osiek - Nawcz - Paraszyno - Luzino
W Paraszynie © Monica
Na drzewie ;-) © Monica
Pomiędzy polami © Monica
Kategoria 0-50 km, W towarzystwie
- DST 30.00km
- Sprzęt Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Jesienny las
Niedziela, 12 października 2014 · dodano: 12.10.2014 | Komentarze 6
Miałam dziś wątpliwości czy udać się na rower, w końcu jednak zdecydowałam pojechać choć na chwilę do lasu. I słusznie, bo choć pochmurno i deszczowo, w lesie jednak kolorowo... ;-)
Dziś z Siostrą po raz pierwszy po prawie pięciu miesiącach... Szkoda, że w tym sezonie już sobie zbytnio razem nie pojeździmy... Najważniejsze, jednak że stan jej zdrowie ulega poprawie.
Parę zdjęć z dzisiejszej leśnej przejażdżki. Miejsca dobrze tu znane ale w nowych kolorach ;-)
Dziś z Siostrą po raz pierwszy po prawie pięciu miesiącach... Szkoda, że w tym sezonie już sobie zbytnio razem nie pojeździmy... Najważniejsze, jednak że stan jej zdrowie ulega poprawie.
Parę zdjęć z dzisiejszej leśnej przejażdżki. Miejsca dobrze tu znane ale w nowych kolorach ;-)
Jesienny las © Monica
Kategoria 0-50 km, W towarzystwie
- DST 48.00km
- Sprzęt Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Zebrzydowice - Kraków dz. 8 ostatni
Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 12.06.2014 | Komentarze 2
Ostatni dzień wyjazdu jest o tyle lepszy od poprzedniego, że wita nas piękną pogodą.
Stan Siostry bez zmian, nie ma poprawy, na co w sumie nie ma co liczyć w tym przypadku, ale też nie ma chyba pogorszenia.
Siostra twierdzi, że da radę jechać. Mimo to w razie czego mam informację o pociągach kursujących do Krakowa.
Siostra jedzie owszem, ale jest to tak powolne tempo, że zdrowy człowiek nawet nie pomyśli, że można tak jechać... Z drugiej strony trudno mieć siły, gdy się drugi dzień prawie nic nie je. Jadę najwolniej jak potrafię, a cały czas jestem na tyle z przodu, że tracę ich z oczu i muszę czekać. Wujek ma nakaz, by jechać na końcu, żeby Siostra gdzieś tam sama z tyłu nie została. I rzeczywiście jest posłuszny, choć mówi, że musi cały czas hamować żeby jechać takim tempem. A trasa jest taka prościutka tego dnia, prawie płaska, żadnych podjazdów...
Jedziemy do Krakowa najprostszą i najkrótszą trasą. Po drodze odwiedzamy tylko klasztor benedyktynów w Tyńcu. Bardzo chciałam go zobaczyć, a był on dokładnie na naszej trasie. Natomiast w tej sytuacji odpuszczamy sobie jakiekolwiek jeżdżenie po Bielańsko-Tynieckim PK, po Lasku Wolskim, na Srebrną Górę czy Kopiec Piłsudskiego.
Z Tyńca aż pod Wawel jedziemy sympatyczną wiślaną trasą rowerową (biegnie tam również Szlak Bursztynowy), fajnie że nie trzeba się było przedzierać miejskimi ulicami.
Potem jeszcze tylko męczący 13-godz. powrót pociągiem do Wejherowa. I tak nie było najgorzej, bo mieliśmy przedział tylko dla siebie, więc można było trochę pospać, ale męczący był to sen, nic dziwnego: tyle wrażeń, mi się śniły różne historie, m.in. jakieś klasztory, w sumie też nic dziwnego skoro tyle ich było na tej trasie ;-) począwszy od Jasnej Góry a na Tyńcu skończywszy ;-)
Trasa: Zebrzydowice - Leńcze - Wola Radziszowska - Radziszów - Skawina - Tyniec - Kraków
Stan Siostry bez zmian, nie ma poprawy, na co w sumie nie ma co liczyć w tym przypadku, ale też nie ma chyba pogorszenia.
Siostra twierdzi, że da radę jechać. Mimo to w razie czego mam informację o pociągach kursujących do Krakowa.
Siostra jedzie owszem, ale jest to tak powolne tempo, że zdrowy człowiek nawet nie pomyśli, że można tak jechać... Z drugiej strony trudno mieć siły, gdy się drugi dzień prawie nic nie je. Jadę najwolniej jak potrafię, a cały czas jestem na tyle z przodu, że tracę ich z oczu i muszę czekać. Wujek ma nakaz, by jechać na końcu, żeby Siostra gdzieś tam sama z tyłu nie została. I rzeczywiście jest posłuszny, choć mówi, że musi cały czas hamować żeby jechać takim tempem. A trasa jest taka prościutka tego dnia, prawie płaska, żadnych podjazdów...
Jedziemy do Krakowa najprostszą i najkrótszą trasą. Po drodze odwiedzamy tylko klasztor benedyktynów w Tyńcu. Bardzo chciałam go zobaczyć, a był on dokładnie na naszej trasie. Natomiast w tej sytuacji odpuszczamy sobie jakiekolwiek jeżdżenie po Bielańsko-Tynieckim PK, po Lasku Wolskim, na Srebrną Górę czy Kopiec Piłsudskiego.
Z Tyńca aż pod Wawel jedziemy sympatyczną wiślaną trasą rowerową (biegnie tam również Szlak Bursztynowy), fajnie że nie trzeba się było przedzierać miejskimi ulicami.
Potem jeszcze tylko męczący 13-godz. powrót pociągiem do Wejherowa. I tak nie było najgorzej, bo mieliśmy przedział tylko dla siebie, więc można było trochę pospać, ale męczący był to sen, nic dziwnego: tyle wrażeń, mi się śniły różne historie, m.in. jakieś klasztory, w sumie też nic dziwnego skoro tyle ich było na tej trasie ;-) począwszy od Jasnej Góry a na Tyńcu skończywszy ;-)
Trasa: Zebrzydowice - Leńcze - Wola Radziszowska - Radziszów - Skawina - Tyniec - Kraków
Ostatnie spojrzenie na Klasztor w Kalwarii Zebrzydowskiej © Monica
Kościół pw. Wniebowzięcia NMP w Woli Radziszowskiej, powstał pod koniec XV w © Monica
Dojeżdżamy do Radziszowa © Monica
XV-wieczny kościół pw. św. Wawrzyńca w Radziszowie © Monica
Skawina wita © Monica
Przydrożne maki © Monica
Dojeżdżamy do Krakowa © Monica
Bielańsko-Tyniecki Park Krajobrazowy © Monica
Opactow Benedyktynów w Tyńcu © Monica
Klasztor Benedyktynów w Tyńcu - Kościół św. Piotra i św. Pawła © Monica
Widok na Wisłę z klasztornych murów © Monica
Dziedziniec klasztorny z zabytkową studnią © Monica
Przy takim zaopatrzeniu nawet Siostrze się poprawiło samopoczucie ;-) © Monica
Kościół św. Piotra i św. Pawła © Monica
Na klasztornym dziedzińcu © Monica
Szaleństwa na Wiśle © Monica
Widok na klasztor od strony Wisły. Szkoda że nie mogłam go zobaczyć z drugiego brzegu © Monica
Nadwiślańskie widoczki © Monica
W oddali widok na Klasztor Kamedułów na Srebrnej Górze © Monica
Widoki na wiślanej trasie rowerowej. W oddali przykuwa wzrok willa jakiegoś krakowskiego architekta, w której w czasie II wojny światowej znajdowała się siedziba SS. © Monica
Na wiślanej trasie rowerowej © Monica
Widok na Wawel © Monica
Krakowskie uliczki © Monica
Na ulicy Kanonicznej © Monica
Na ulicy Floriańskiej © Monica
Generalnie wyjazd był bardzo udany i żadne z nas go ani trochę
nie żałuje: obyło się bez awarii rowerowych, bez pobłądzeń, pogoda też
dopisała przez większą część wyjazdu, tylko 2 dni był całkowicie
deszczowe, a zdobycie Babiej Góry w tej pogodzie nie było zbyt
satysfakcjonujące... Tylko choroba Siostry mąci te pozytywne wspomnienia
z wyjazdu, zwłaszcza gdy się pomyśli, że może jednak by do tego nie
doszło, gdyby nie pojechała... ale tego nikt z nas nie wie, a i Siostra
by mi z pewnością nie wybaczyła gdybym okazała się przewidująca i jej
nie wzięła ze względu na prawdopodobieństwo nawrotu choroby...
Kategoria W towarzystwie, Wyjazdy kilkudniowe, 0-50 km, Jura, Beskid Makowski
- DST 51.00km
- Sprzęt Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Beskidy: Zawoja - Zebrzydowice dz. 7
Piątek, 30 maja 2014 · dodano: 10.06.2014 | Komentarze 8
To jest bardzo niewesoły dzień.
Nadal cały czas pada, nie mamy wyjścia jak ruszać w deszczu, czekamy tylko aż trochę zelżeje.
Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze, że moją siostrę łapie choroba: jest osłabiona, prawie nic nie je, trochę wymiotuje. Ale to nie jest zwykłe przeziębienie. Po opuchniętej twarzy a zwłaszcza powiekach, obawiam się gorszego: nawrotu choroby nerkowej. Nigdy nie wiadomo kiedy będzie nawrót, czasem po roku, czasem po 10 latach, tym razem po 4. Siostra co prawda mówi, że chyba tylko ją przewiało, ale ja w to nie wierzę, inna sprawa że to przewianie i osłabienie mogły mieć wpływ na ów nawrót…
W każdym bądź razie na razie jeszcze siostra czuje się by jechać, na szczęście, bo nie mamy innego transportu z tej Zawoi. Tak sobie myślę, żeby dojechać choć do Makowa Podhalańskiego. Tam – jeśli będzie pogorszenie – można by wsiąść w pociąg do Kalwarii albo nawet i do Krakowa i tam czekać do dnia następnego, na kiedy mieliśmy bilety powrotne.
W trakcie jazdy na rowerze jest dosyć zimno, zwłaszcza na zjazdach ręce chcą odpaść. Siostrze jest zimno podwójnie, jedzie w wełnianych rękawiczkach. Na podjazdach (podejściach) nawet prowadzenie roweru zaczyna być dla niej zbyt męczące. Zbiegamy z wujkiem i zabieramy od niej rower, który dla nas jest już taki lekki. Dobrze, że nie puchną jej jeszcze nogi, wtedy by już nie było szans na posuwanie się do przodu.
Mimo wszystko wydaje mi się, że do Makowa docieramy dość szybko. Spędzamy tam godzinę w Sanktuarium. Chciałam spędzić w tym pięknym miejscu więcej czasu, a teraz tym bardziej – ze względu na deszcz – po prostu tam się chronimy i odpoczywamy. Udaję się na dworzec PKP, niestety z Makowa nie odjeżdżają żadne pociągi, bo gdzieś tam są roboty i kursuje zastępcza komunikacja autobusowa. Nie ma wyjścia, trzeba jechać dalej do Kalwarii.
Siostra twierdzi że da radę te 20 km, ale wychodzi nam 35. Później, tak gdzieś od Budzowa nie pada już tak non stop, lecz z przerwami, ale jest zimno, nie zdejmujemy już więc z siostrą tych płaszczów, wujek tylko co chwilę zdejmuje i nakłada, bo nieznośnie mu się w tym jedzie. Fakt, takie płaszcze są niewygodne na rower i niewiele pomagają. Ten siostry jest jeszcze w miarę dobry, bo zakrywa nogi i nie rozwiewa się jak żagiel, jest też jej w nim cieplej.
Za Makowem jeszcze wujek miał mały wypadek. Mogło zakończyć się tragicznie, ale zakończyło się szczęśliwie. Nie widziałyśmy tego z siostrą bo wcześniej dojechałyśmy do Jachówki i tam na niego czekałyśmy a on nie jedzie i nie jedzie…. Siostra mówi, że zakładał znów płaszcz jak ruszała, więc to dlatego. A wujek po prostu na tym dużym zjeździe z Makowa do Jachówki, był za bardzo rozpędzony, ulica była mokra i zakrętasy a wujek zapomniał o zakrętasach i nie wyhamował odpowiednio wcześniej. Wylądował w krzakach, poleciał głową do tyłu, kask się złamał i odpadła tylna część… rower poleciał w drugą stronę. Gdyby nie ten kask, zakończyłoby się tragicznie. A wujek chciał nas dogonić. A ja jechałam tak powoli z tej górki, cały czas maksymalnie hamowałam i do siostry wołałam żeby bardziej hamowała.
Trasa: Zawoja – Gołynia – Grzechynia - Maków Podhalański – Jachówka – Budzów – Zachełmna – Stronie – Lanckorona - Brody - Zebrzydowice
Nadal cały czas pada, nie mamy wyjścia jak ruszać w deszczu, czekamy tylko aż trochę zelżeje.
Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze, że moją siostrę łapie choroba: jest osłabiona, prawie nic nie je, trochę wymiotuje. Ale to nie jest zwykłe przeziębienie. Po opuchniętej twarzy a zwłaszcza powiekach, obawiam się gorszego: nawrotu choroby nerkowej. Nigdy nie wiadomo kiedy będzie nawrót, czasem po roku, czasem po 10 latach, tym razem po 4. Siostra co prawda mówi, że chyba tylko ją przewiało, ale ja w to nie wierzę, inna sprawa że to przewianie i osłabienie mogły mieć wpływ na ów nawrót…
W każdym bądź razie na razie jeszcze siostra czuje się by jechać, na szczęście, bo nie mamy innego transportu z tej Zawoi. Tak sobie myślę, żeby dojechać choć do Makowa Podhalańskiego. Tam – jeśli będzie pogorszenie – można by wsiąść w pociąg do Kalwarii albo nawet i do Krakowa i tam czekać do dnia następnego, na kiedy mieliśmy bilety powrotne.
W trakcie jazdy na rowerze jest dosyć zimno, zwłaszcza na zjazdach ręce chcą odpaść. Siostrze jest zimno podwójnie, jedzie w wełnianych rękawiczkach. Na podjazdach (podejściach) nawet prowadzenie roweru zaczyna być dla niej zbyt męczące. Zbiegamy z wujkiem i zabieramy od niej rower, który dla nas jest już taki lekki. Dobrze, że nie puchną jej jeszcze nogi, wtedy by już nie było szans na posuwanie się do przodu.
Mimo wszystko wydaje mi się, że do Makowa docieramy dość szybko. Spędzamy tam godzinę w Sanktuarium. Chciałam spędzić w tym pięknym miejscu więcej czasu, a teraz tym bardziej – ze względu na deszcz – po prostu tam się chronimy i odpoczywamy. Udaję się na dworzec PKP, niestety z Makowa nie odjeżdżają żadne pociągi, bo gdzieś tam są roboty i kursuje zastępcza komunikacja autobusowa. Nie ma wyjścia, trzeba jechać dalej do Kalwarii.
Siostra twierdzi że da radę te 20 km, ale wychodzi nam 35. Później, tak gdzieś od Budzowa nie pada już tak non stop, lecz z przerwami, ale jest zimno, nie zdejmujemy już więc z siostrą tych płaszczów, wujek tylko co chwilę zdejmuje i nakłada, bo nieznośnie mu się w tym jedzie. Fakt, takie płaszcze są niewygodne na rower i niewiele pomagają. Ten siostry jest jeszcze w miarę dobry, bo zakrywa nogi i nie rozwiewa się jak żagiel, jest też jej w nim cieplej.
Za Makowem jeszcze wujek miał mały wypadek. Mogło zakończyć się tragicznie, ale zakończyło się szczęśliwie. Nie widziałyśmy tego z siostrą bo wcześniej dojechałyśmy do Jachówki i tam na niego czekałyśmy a on nie jedzie i nie jedzie…. Siostra mówi, że zakładał znów płaszcz jak ruszała, więc to dlatego. A wujek po prostu na tym dużym zjeździe z Makowa do Jachówki, był za bardzo rozpędzony, ulica była mokra i zakrętasy a wujek zapomniał o zakrętasach i nie wyhamował odpowiednio wcześniej. Wylądował w krzakach, poleciał głową do tyłu, kask się złamał i odpadła tylna część… rower poleciał w drugą stronę. Gdyby nie ten kask, zakończyłoby się tragicznie. A wujek chciał nas dogonić. A ja jechałam tak powoli z tej górki, cały czas maksymalnie hamowałam i do siostry wołałam żeby bardziej hamowała.
Trasa: Zawoja – Gołynia – Grzechynia - Maków Podhalański – Jachówka – Budzów – Zachełmna – Stronie – Lanckorona - Brody - Zebrzydowice
Opuszczamy Zawoję © Monica
Podjazd w Zawoji Gołynia © Monica
Na trasie między Grzechynią a Makowem Podhalańskim © Monica
Skawa w okolicy Makowa Podhalańskiego © Monica
Maków Podhalański, Sanktuarium Matki Bożej Opiekunki i Królowej Rodzin © Monica
Wnętrze Sanktuarium © Monica
Obraz Matki Bożej Makowskiej © Monica
Jeszcze jeden widok na Sanktuarium © Monica
Początek podjazdu w Makowie Podhalańskim. Zastanawia mnie czy tam w oddali to Babia Góra... © Monica
Podjazd w Makowie. Zapowiada się dobrze, ale to początek, po 20 min. zsiadamy, w sumie ja wcześniej, bo przecież robię zdjęcia.
Podjazdu ciąg dalszy © Monica
Zjazd z górki makowskiej - przed nami Jachówka © Monica
Przed Zachełmną © Monica
Potok Zachełmka © Monica
Okolice Stroni © Monica
Podjazd w okolicach Stroni © Monica
Kolejny podjazd © Monica
A tak jakoś ten oset przykuł mój wzrok, pewno dlatego że kolorowy ;-) © Monica
Stronie - w oddali widoczny (na zdjęciu oczywiście słabo) klasztor w Kalwarii Zebrzydowskiej © Monica
Beskidzkie widoczki © Monica
Widok na Lanckorońską Górę i położoną na jej stoku Lanckoronę © Monica
Zabytkowa, drewniana zabudowa rynku w Lanckoronie © Monica
Kościół pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Lanckoronie © Monica
Fundatorem tego kościoła był Kazimierz Wielki. Został on wybudowany ok. 1336r. Z ówczesnego gotyckiego kościoła zachowały się tylko mury magistralne, gdyż był on przebudowywany w XVI i XIX w.
Kościół OO. Bernardynów pw. Narodzenia NMP w Brodach © Monica
Bardzo ciekawy jest ten barokowy kościół. Początkowo myślałam, że to taka okazała jedna z kaplic kalwaryjskiej Golgoty. Ale nie, choć należy on do obiektów Sanktuarium w Kalwarii Z. Kościół ten jest zwany Grobkiem, gdyż najpierw w 1611r. Michał Zebrzydowski wybudował w tym miejscu małą kaplicę Grobu Matki Boskiej, której nadano kształt sarkofagu. Następnie w 1615r. zaczęto wznosić nad tą kaplicą duży kościół.
Kategoria W towarzystwie, Wyjazdy kilkudniowe, 51-100 km, Jura, Beskid Makowski
- Aktywność Wędrówka
Beskidy: Babia Góra pieszo dz. 6
Czwartek, 29 maja 2014 · dodano: 09.06.2014 | Komentarze 5
Tego dnia nie przejechaliśmy na rowerze ani 1 km, ale dla całości relacji z tego wyjazdu, postanowiłam umieścić wpis z naszej wędrówki na Babią Górę.
Wcześniej myślałam co prawda, że pojedziemy rowerami na Przełęcz Krowiarki a stamtąd ruszymy pieszo, ale to było wtedy gdy sądziłam, że będziemy mieli z Zawoji ok. 12 km, natomiast gdy okazało się, że nasz nocleg jest tak daleko i mamy na przełęcz jakieś 5 km, nie miało sensu branie roweru, i tak byśmy go prowadzili większość trasy, gdyż Przełęcz znajduje sie na wysokości 1012 m.n.p.m.
W Beskidach totalne załamanie pogody. Pada całą noc i nad ranem. Gdy w końcu przestaje ruszamy na szlak. Mamy nadzieję, że się jednak rozchmurzy lub przynajmniej nie będzie padać. Gdzie tam. Nim doszliśmy do Przełęczy zaczęło padać i praktycznie pada już cały dzień, czasem słabiej czasem mocniej, w lesie mniej odczuwalne, na szczytach bardziej. Widoczność zerowa. Prawie bym przegapiła schronisko choć jest tak duże... ;-) Tym razem nie mieliśmy szczęścia do pogody.
Z naszego noclegu ruszamy na Przeł. Krowiarki niebieskim szlakiem, który jakieś 3,5 km biegnie Drogą Karpacką, czyli główną szosą biegnącą przez Zawoję, potem już 1,5 km na Przełęcz normalnymi leśnymi ścieżkami. Z Przełęczy wiedzie czerwony szlak przez Sokolicę na Babią G. Następnie schodzimy czerwonym (niebieskim, zielonym, wszystkie trzy szlaki na raz) na Przełęcz Brona, a z niej udajemy się do schroniska. Po pobycie w schronisku wracamy na Przeł. Brona i niebiesko-zielonym idziemy na Przeł. Jałowiecką i Jałowiecki Garb, a potem już czarnym szlakiem schodzimy do Czatoży. Potem jeszcze ok. 5 km przez Czatożę i Zawoję na nocleg, ten ostatni odcinek dłuży się nam już bardzo...
Przeszliśmy całe babiogórskie pasmo, od Przeł. Krowiarki aż po Jałowcowy Garb i nie wiemy nawet jak wygląda Babia Góra ;-) Nie wiem czy będę jeszcze miała możliwość na nią wrócić, na pewno pozostaje mi patrzenie na nią z Tatr, jak to było dotychczas....
Wcześniej myślałam co prawda, że pojedziemy rowerami na Przełęcz Krowiarki a stamtąd ruszymy pieszo, ale to było wtedy gdy sądziłam, że będziemy mieli z Zawoji ok. 12 km, natomiast gdy okazało się, że nasz nocleg jest tak daleko i mamy na przełęcz jakieś 5 km, nie miało sensu branie roweru, i tak byśmy go prowadzili większość trasy, gdyż Przełęcz znajduje sie na wysokości 1012 m.n.p.m.
W Beskidach totalne załamanie pogody. Pada całą noc i nad ranem. Gdy w końcu przestaje ruszamy na szlak. Mamy nadzieję, że się jednak rozchmurzy lub przynajmniej nie będzie padać. Gdzie tam. Nim doszliśmy do Przełęczy zaczęło padać i praktycznie pada już cały dzień, czasem słabiej czasem mocniej, w lesie mniej odczuwalne, na szczytach bardziej. Widoczność zerowa. Prawie bym przegapiła schronisko choć jest tak duże... ;-) Tym razem nie mieliśmy szczęścia do pogody.
Z naszego noclegu ruszamy na Przeł. Krowiarki niebieskim szlakiem, który jakieś 3,5 km biegnie Drogą Karpacką, czyli główną szosą biegnącą przez Zawoję, potem już 1,5 km na Przełęcz normalnymi leśnymi ścieżkami. Z Przełęczy wiedzie czerwony szlak przez Sokolicę na Babią G. Następnie schodzimy czerwonym (niebieskim, zielonym, wszystkie trzy szlaki na raz) na Przełęcz Brona, a z niej udajemy się do schroniska. Po pobycie w schronisku wracamy na Przeł. Brona i niebiesko-zielonym idziemy na Przeł. Jałowiecką i Jałowiecki Garb, a potem już czarnym szlakiem schodzimy do Czatoży. Potem jeszcze ok. 5 km przez Czatożę i Zawoję na nocleg, ten ostatni odcinek dłuży się nam już bardzo...
Przeszliśmy całe babiogórskie pasmo, od Przeł. Krowiarki aż po Jałowcowy Garb i nie wiemy nawet jak wygląda Babia Góra ;-) Nie wiem czy będę jeszcze miała możliwość na nią wrócić, na pewno pozostaje mi patrzenie na nią z Tatr, jak to było dotychczas....
Potok Jaworzyna © Monica
Szlak na Przełęcz Krowiarki © Monica
Most nad górskim potokiem © Monica
Na szlaku © Monica
Przełęcz Krowiarki - z niej prowadzi czerwony szlak wprost na Babią Górę © Monica
Ruszamy czerwonym szlakiem © Monica
Wujek zniknął we mgle © Monica
Bardzo wygodna ścieżka przed Sokolicą © Monica
Pierwszy punkt widokowy - panorama z Sokolicy ;-) © Monica
Odcinek szlaku mędzy Kępą a Babią Górą - piętro skaliste © Monica
Radosny akcent na szlaku - Sasanka alpejska © Monica
Połacie sasanek przed szczytem Babiej G © Monica
Babia Góra © Monica
Trzy zmokłe kury na Babiej G. ;-) © Monica
Zejście z Babiej G. w kierunku Przełęczy Brona © Monica
Piętro kosodrzewiny © Monica
Zejście z Przeł. Brona do schroniska © Monica
To schronisko to prawdziwy raj... ;-) © Monica
Mała Babia Góra © Monica
Na niebieskim szlaku w kierunku Przełęczy Jałowieckiej © Monica
Knieja Czatożańska - pierwotna puszcza karpacka - obszar ścisłej ochrony © Monica
Przez knieję © Monica
Kategoria W towarzystwie, Wyjazdy kilkudniowe, Jura, Beskid Makowski
- DST 57.00km
- Sprzęt Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Beskidy: Zebrzydowice - Zawoja dz.5
Środa, 28 maja 2014 · dodano: 07.06.2014 | Komentarze 7
Tego dnia udajemy się do Zawoji, trasą prawie w linii prostej,
z niewielkimi tylko odchyleniami, tj. przez Kalwarię, Zakrzów, Zembrzyce, Suchą
Beskidzką i Stryszawę.
Dzień zapowiada się piękny, dopiero w południe pojawiają się złowieszcze chmury i pogoda robi się znacznie bardziej różnorodna… czyli przelotne deszcze.
Wjeżdżamy w Beskidy. Widoki cudne, ale też coraz cięższe podjazdy: najpierw pod Kalwarię, potem pod Bugajem, pod górę Chełm, Przełęcz Lipie i Przełęcz Przysłop. Dobrze, że dystans zaplanowałam taki krótki, to nam w zupełności wystarczyło… ;-)
Dzień zapowiada się piękny, dopiero w południe pojawiają się złowieszcze chmury i pogoda robi się znacznie bardziej różnorodna… czyli przelotne deszcze.
Wjeżdżamy w Beskidy. Widoki cudne, ale też coraz cięższe podjazdy: najpierw pod Kalwarię, potem pod Bugajem, pod górę Chełm, Przełęcz Lipie i Przełęcz Przysłop. Dobrze, że dystans zaplanowałam taki krótki, to nam w zupełności wystarczyło… ;-)
Na rozgrzewkę poranne podjazdy w Kalwarii Zebrzydowskiej © Monica
Rozgrzewki ciąg dalszy ;-) © Monica
Kościół pw. św. Anny w Zakrzowie © Monica
Beskidzkie widoczki w Zakrzowie © Monica
Z Zakrzowa kierujemy się na górę Chełm. Powinien tam
prowadzić zielony szlak Greenways, ale oznaczeń żadnych nie ma, więc wybieramy
jedyną możliwą drogę.
Pasmo Chełma jest najdalej na północ wysuniętym pasmem Beskidu Makowskiego. Chełm nie jest wysoki, raptem 603 m.n.p.m, na piesze wędrówki to w ogóle nie jest góra, ale na rowerze to już coś, zwłaszcza dla takich jak my, co nigdy po górach na rowerze nie jeździli. Tym bardziej, że różnica poziomu między Chełmem, a Zakrzowem, które leży u jego podnóża wynosi 228 metrów.
Czułam, że nie będzie lekko, no ale przez Chełm prowadziła najprostsza trasa, a poza tym skoro jesteśmy w górach to jakieś górki przecież muszą być… ;-)
Podjeżdżamy do rozwidlenia gdzie w prawo, po kilkudziesięciu metrach znajdują się schowane w lesie zabudowania Ośrodka Wypoczynkowo-Rekolekcyjnego Caritasu. My jednak udajemy się prosto w górę, ale tutaj zsiadka, zrobiło się tak gwałtownie stromo, że nawet prowadzenie jest sporym wysiłkiem. Ale to nic. Gorzej że nie ma szlaku Greenways, a jak dochodzimy na górę, gdzie znajdują się główne zabudowania owego ośrodka, na drzewie pojawia się oznaczenie, że koniec jakiegoś czarnego szlaku rowerowego.
Pasmo Chełma jest najdalej na północ wysuniętym pasmem Beskidu Makowskiego. Chełm nie jest wysoki, raptem 603 m.n.p.m, na piesze wędrówki to w ogóle nie jest góra, ale na rowerze to już coś, zwłaszcza dla takich jak my, co nigdy po górach na rowerze nie jeździli. Tym bardziej, że różnica poziomu między Chełmem, a Zakrzowem, które leży u jego podnóża wynosi 228 metrów.
Czułam, że nie będzie lekko, no ale przez Chełm prowadziła najprostsza trasa, a poza tym skoro jesteśmy w górach to jakieś górki przecież muszą być… ;-)
Podjeżdżamy do rozwidlenia gdzie w prawo, po kilkudziesięciu metrach znajdują się schowane w lesie zabudowania Ośrodka Wypoczynkowo-Rekolekcyjnego Caritasu. My jednak udajemy się prosto w górę, ale tutaj zsiadka, zrobiło się tak gwałtownie stromo, że nawet prowadzenie jest sporym wysiłkiem. Ale to nic. Gorzej że nie ma szlaku Greenways, a jak dochodzimy na górę, gdzie znajdują się główne zabudowania owego ośrodka, na drzewie pojawia się oznaczenie, że koniec jakiegoś czarnego szlaku rowerowego.
Podejście na Chełm © Monica
Podejścia ciąg dalszy © Monica
Na terenie Ośrodka Wypoczynkowo-Rekolekcyjnego Caritas w Zakrzowie © Monica
Przeglądamy teren i nigdzie nie ma żadnej
ścieżki, która by nas dalej zaprowadziła, a wg mapy szlak ma bez wątpienia
prowadzić prosto, obok tego ośrodka. W sumie jest jedna ścieżka, ale ona odbija w
lewo, jest w takim stanie, że rowerem nie damy rady i gdy idę ją zbadać, nie ma
żadnych oznaczeń, to nie może być to.
Wracam więc na dół, do owego rozwidlenia, aby sprawdzić czy tam nie ma żadnej drogi. Dochodzę aż do zabudowań Caritasu, nie napotykając żadnej ścieżki. Postanawiam wejść do środka i poszukać jakichś ludzi, może ktoś będzie znał drogę, choć jestem pełna wątpliwości: ktoś kto tu pracuje, niekoniecznie musi znać te lasy i jego ścieżki. Ale o dziwo z biura wychodzi młody facet i wie jak dojść na tę górkę! Trza przejść przez teren tego ośrodka tam na górze, gdzie zostawiliśmy rowery, za ośrodkiem jest polana, trzeba iść lewym jej skrajem aż dojdzie się do lasu, a tam będzie ścieżka na Chełm! Ostrzega, że jest tam trochę dziko ;-) To nic, przecież nie będziemy zawracać.
Wracam na górę i postępujemy zgodnie ze wskazówkami. Dochodzimy do lasu, a tam zaczyna się ścieżka dość makabryczna: mokra, błotnista, pełna kamieni, ale takich ruchomych, rower w nich grzęźnie i nie chce się toczyć. Jest bardzo ciężko, trwało to może 500 metrów, a wydawało się wieczność. Ta ścieżka to nie był jeszcze szlak, ale dochodzimy nią do czerwonego pieszego szlaku, a rowerowego Greenwaysa jak nie ma tak nie ma, nie wiem którędy on na ten Chełm prowadzi. Trafiamy na niego dopiero później za Chełmem, już na asfalcie.
Wracam więc na dół, do owego rozwidlenia, aby sprawdzić czy tam nie ma żadnej drogi. Dochodzę aż do zabudowań Caritasu, nie napotykając żadnej ścieżki. Postanawiam wejść do środka i poszukać jakichś ludzi, może ktoś będzie znał drogę, choć jestem pełna wątpliwości: ktoś kto tu pracuje, niekoniecznie musi znać te lasy i jego ścieżki. Ale o dziwo z biura wychodzi młody facet i wie jak dojść na tę górkę! Trza przejść przez teren tego ośrodka tam na górze, gdzie zostawiliśmy rowery, za ośrodkiem jest polana, trzeba iść lewym jej skrajem aż dojdzie się do lasu, a tam będzie ścieżka na Chełm! Ostrzega, że jest tam trochę dziko ;-) To nic, przecież nie będziemy zawracać.
Wracam na górę i postępujemy zgodnie ze wskazówkami. Dochodzimy do lasu, a tam zaczyna się ścieżka dość makabryczna: mokra, błotnista, pełna kamieni, ale takich ruchomych, rower w nich grzęźnie i nie chce się toczyć. Jest bardzo ciężko, trwało to może 500 metrów, a wydawało się wieczność. Ta ścieżka to nie był jeszcze szlak, ale dochodzimy nią do czerwonego pieszego szlaku, a rowerowego Greenwaysa jak nie ma tak nie ma, nie wiem którędy on na ten Chełm prowadzi. Trafiamy na niego dopiero później za Chełmem, już na asfalcie.
Przez polanę dochodzimy do lasu - rzeczywiście robi się dziko ;-) © Monica
I coraz ciekawiej © Monica
No i wreszcie szlak robi się przejezdny ;-) © Monica
Więc jedziemy, jak przystało na rowerzystów ;-) © Monica
Chełm zdobyty! ;-) A św. Onufry stoi tu od XVI w. i zapewnia podróżnym szczęśliwą wędrówkę ;-) © Monica
Tę górkę na długo zapamiętamy i to pozytywnie, było fajnie,
to że ciężko prze pewien czas, nie szkodzi.
Po zejściu z Chełmu, po wyjeździe z lasu roztaczają się przed nami piękne widoczki na Beskid Makowski.
Po zejściu z Chełmu, po wyjeździe z lasu roztaczają się przed nami piękne widoczki na Beskid Makowski.
Widoczki na Beskid Makowski © Monica
Widok na Beskid Makowski © Monica
Z górki na pazurki - w kierunku Marcówki © Monica
Przez Marcówkę jedziemy do Zembrzyc. Następnie szlakiem
Greenways wzdłuż Skawy do Suchej Beskidzkiej.
Wygląda na to, że pogoda będzie urozmaicona © Monica
Na szlaku wzdłuż Skawy z Zembrzyc do Suchej Beskidzkiej © Monica
Tam gdzie Stryszawka wpada do Skawy © Monica
Wiszący most nad Skawą w Suchej Beskidzkiej © Monica
Już od Zembrzyc widać, że pogoda będzie się zmieniać. Gdy
dojeżdżamy do Suchej, niebo jest miejscami granatowe i zaczyna padać. Akurat
dojeżdżamy do słynnej karczmy „Rzym”. No lepsza miejscówka nie mogła
nam się trafić. Parkujemy nasze rowerki pod dachem i podziwiamy karczmę w środku. W
galerii jej gości jest nawet wpis prezydenta Komorowskiego.
Karczma "Rzym" w Suchej Beskidzkiej © Monica
Karczma "Rzym" powstała na początku XVIII w., kiedy w Suchej urządzane były
końskie targi. Zjeżdżali się wtedy kupcy z okolicy i handlowali. Targu
dobijali w gospodzie na rynku.
To właśnie tu Adam Mickiewicz umieścił akcję ballady "Pani Twardowska". Wejście do karczmy zdobi - jak pisał Mickiewicz - „karczmy godło, koń", tyle że dziś już nie „malowany na płótnie", ale metalowy. Przed wejściem ustawiono drewnianie rzeźny legendarnego Pana Twardowskiego i diabła Mefistofelesa.
To właśnie tu Adam Mickiewicz umieścił akcję ballady "Pani Twardowska". Wejście do karczmy zdobi - jak pisał Mickiewicz - „karczmy godło, koń", tyle że dziś już nie „malowany na płótnie", ale metalowy. Przed wejściem ustawiono drewnianie rzeźny legendarnego Pana Twardowskiego i diabła Mefistofelesa.
Karczma "Rzym" © Monica
Pada, ale słabo, nie tracimy więc czasu, ale jedziemy
poszukać serwisu rowerowego. Miasteczko jest małe, serwis aż jeden, więc trafiamy
bez problemu. Już wczoraj się okazało, że słabo działają mi hamulce, dziś miałam
sporego stresa z tego powodu przy
zjazdach. Chciałam, żeby wujek naciągnął mi linkę, a on, że nie ma co naciągać,
że mam klocki zdarte, przedni zupełnie, a tylny prawie. Siet! A prosiłam tatę,
żeby zrobił mi porządny przegląd roweru przed wyjazdem, a szczególnie właśnie
klocków hamulcowych. Powiedział, że są ok. Bez komentarza… Na przyszłość lepiej
gdy się udam do serwisu przed takim wyjazdem. Wymieniam więc wszystkie klocki,
wujek też wymienia sobie przednie. Dobrze, że trafił się nam ten serwis.
Znów zaczyna padać, więc wracamy do naszej karczmy, żeby się schować, zresztą jest nam po drodze. Korzystając z okazji, że już tam jesteśmy, zamawiamy obiad. Wujek taki porządny, a ja z siostrą tylko żurek, bo tak naprawdę nie chce nam się jeść. Później po podjeździe na Przeł. Lipie, po tym żurku zostają tylko wspomnienia, tak nas ssie z głodu ;-)
Nie pada długo, więc jedziemy jeszcze zobaczyć kościół (wtedy znów zaczyna mocniej) a następnie zamek Komorowskich. Generalnie pada w kratkę, irytuje nas to i postanawiamy jechać dalej.
Znów zaczyna padać, więc wracamy do naszej karczmy, żeby się schować, zresztą jest nam po drodze. Korzystając z okazji, że już tam jesteśmy, zamawiamy obiad. Wujek taki porządny, a ja z siostrą tylko żurek, bo tak naprawdę nie chce nam się jeść. Później po podjeździe na Przeł. Lipie, po tym żurku zostają tylko wspomnienia, tak nas ssie z głodu ;-)
Nie pada długo, więc jedziemy jeszcze zobaczyć kościół (wtedy znów zaczyna mocniej) a następnie zamek Komorowskich. Generalnie pada w kratkę, irytuje nas to i postanawiamy jechać dalej.
Kościół pw. Nawiedzenia NMP z pocz. XVII w. © Monica
Zamek Komorowskich w Suchej Beskidzkiej © Monica
Zamek Komorowskich © Monica
W okolicy Przełęczy Lipie zaczyna lać. Oczywiście wtedy nie
ma absolutnie gdzie się schować: żadnego przystanku ani wiaty. Jedynie jeden
dom ma dość obszerny balkon, na tym balkonie jest jakaś starsza pani. Myślimy
sobie, że pod tym balkonem można by się schronić, ale jakoś nam głupio,
jedziemy trochę dalej, ale nic nie ma, postanawiamy więc jednak zawrócić do
tego domu, a Pani już nie ma na balkonie, nie możemy więc zapytać czy można, mimo to kierujemy się pod
balkon. Pani wychodzi i nie ma nic przeciwko, jest bardzo miła, choć trochę zestresowana
takimi dziwnymi i niespodziewanymi gośćmi. Siedzimy i rozmawiamy jakieś 15 minut,
deszcz przechodzi i możemy jechać dalej.
Pani Gospodyni i jej Malinka. Malinka pokazuje aż nadto dobitnie gdzie ma fakt, że robię jej zdjęcie ;-) © Monica
I porcja pięknych beskidzkich widoczków po deszczu:
Po deszczu niedaleko Przełęczy Lipie © Monica
Beskid Makowski © Monica
Beskidzkie krajobrazy © Monica
W oddali Stryszawa Górna i może jeszcze inne wioseczki © Monica
I jak tu nie stać i nie podziwiać? ;-) © Monica
Kościół pw. św. Anny w Stryszawie Górnej © Monica
W Stryszawie Górnej znów się zanosi na deszcz. Mamy fajną
miejscówkę, więc czekamy aż zacznie padać. Ale gdzie tam, deszcz czeka na nas ;-)
Jedziemy więc na Przełęcz Przysłop, całkiem sporą (661 m.n.p.m), jest ciężko, i
gdzieś w połowie zaczyna padać mocno, początkowo stoimy pod drzewami, ale widać
że jest zaciągnięte na maksa, wujkowi i siostrze nie chce się tak stać, wolą jechać, a raczej
iść... Więc ruszamy i w strugach deszczu dojeżdżamy do
Zawoi.
W drodze na Przełęcz Przysłop © Monica
Zawoja! Hurra! Dzwonimy na nasz nocleg i... dowiadujemy się, że znajduje się on za 10 km! Wiedziałam, że Zawoja to najdłuższa wieś w Polsce, ciągnąca się 12 km, ale jakoś nie sądziłam, że nasz nocleg będzie aż na 10-tym. De facto był jednak już po 8 km. Ale za to jaki! Super, nasz najlepszy nocleg na tym wyjeździe! Warunki wyśmienite, a cena śmieszna, 25 zł od osoby. Dario dziękuję za namiary na tą wspaniałą miejscówkę. Od razu się ucieszyliśmy, że spędzimy tu aż 2 noce ;-)
W Zawoji. Po którymś kilometrze zaczyna się przejaśniać, nawet trochę widać Babią Górę. Gdybym wiedziała wówczas że tylko tyle ją zobaczę... © Monica
Posumowanie trasy: Zebrzydowice - Kalwaria Z. - Bugaj - Zakrzów - Marcówka - Zembrzyce - Sucha Beskidzka - Przeł. Lipie - Stryszawa - Zawoja
Kategoria W towarzystwie, Wyjazdy kilkudniowe, 51-100 km, Jura, Beskid Makowski
- DST 83.00km
- Sprzęt Kross Trans Alp
- Aktywność Jazda na rowerze
Nawojowa G. - Kalwaria Z. dz. 4
Wtorek, 27 maja 2014 · dodano: 05.06.2014 | Komentarze 7
W Nawojowej Górze odbijamy z jurajskiego szlaku Orlich
Gniazd, który za jakieś 20 km kończy się w Krakowie, i kierujemy się na
południe do Kalwarii Zebrzydowskiej.
Jedziemy przez Alwernię, gdyż chciałam przy okazji odwiedzić to miasteczko, a głównie znajdujący się tam klasztor oo. Bernardynów.
To miał być bardzo lajtowy dzień. W planie ok. 65 km i poza Alwernią żadnego zwiedzania, więc myślałam że ok. godz. 14-15 przyjedziemy na nocleg do Zebrzydowic, ogarniemy się i pod wieczór udamy do Kalwarii Z. Wyszło nieco inaczej…. A to za sprawą Wisły…
Dzień wstał piękny, zachmurzony po nocnej ulewie i burzy, ale ciepły i rześki. Spokojną, leśną trasą udajemy się w kierunku Sanki, do której prowadzi konkretny podjazd, który pokonujemy z jedną chyba przerwą (a może bez? Nie pamiętam, choć zdjęcie zrobiłam tylko w trakcie jazdy, więc możliwe, że jednak udało się nam podjechać bez przerwy).
Jedziemy przez Alwernię, gdyż chciałam przy okazji odwiedzić to miasteczko, a głównie znajdujący się tam klasztor oo. Bernardynów.
To miał być bardzo lajtowy dzień. W planie ok. 65 km i poza Alwernią żadnego zwiedzania, więc myślałam że ok. godz. 14-15 przyjedziemy na nocleg do Zebrzydowic, ogarniemy się i pod wieczór udamy do Kalwarii Z. Wyszło nieco inaczej…. A to za sprawą Wisły…
Dzień wstał piękny, zachmurzony po nocnej ulewie i burzy, ale ciepły i rześki. Spokojną, leśną trasą udajemy się w kierunku Sanki, do której prowadzi konkretny podjazd, który pokonujemy z jedną chyba przerwą (a może bez? Nie pamiętam, choć zdjęcie zrobiłam tylko w trakcie jazdy, więc możliwe, że jednak udało się nam podjechać bez przerwy).
Poranek w Nawojowej Górze © Monica
Początek podjazdu koło Sanki © Monica
Następnie jakimś zielonym szlakiem rowerowym przez Wielką Górę
i Rezerwat Przyrody „Dolina Potoku Rudno”, wchodzący w skład Rudniańskiego Parku
Krajobrazowego, kierujemy się do Alwerni. Cały ten szlak jest bardzo przyjemny,
bo prowadzi przez las. Zjazd z Wielkiej Góry bardzo błotnisty po nocnej ulewie,
więc Siostra i Wujek zaliczają glebę, gdy próbują jechać, ja nie, bo prowadzę
;-)
Na zielonym szlaku przez Wielką Górę koło Sanki © Monica
Zielony szlak na Wielką Górę © Monica
W rezerwacie przyrody "Dolina Potoku Rudno" © Monica
Potok Rudno © Monica
Alwernia, a w każdym bądź razie cichy i zadbany rynek i jego
otoczenie, no i klasztor (bo tyle w sumie widziałam) zrobiły na mnie bardzo
miłe wrażenie. Na tym rynku robimy sobie śniadanie. Alwernia swą nazwę zawdzięcza górze La Verna w Toskanii,
gdzie św. Franciszek otrzymał stygmaty i gdzie później założono pustelnię
franciszkanów.
Klasztor OO. Bernardynów w Alwerni - Kościół pw. Stygmatów św. Franciszka © Monica
Założycielem Alwerni i klasztoru był Krzysztof Koryciński,
który pielgrzymując do Włoch, udał się m.in. do Asyżu do franciszkańskiej
pustelni. Przypatrując się tej pustelni i jej górzystej okolicy, zauważył, że
przypomina ona krajobrazem jego dobra. Wróciwszy do Poręby w 1616r. podarował
bernardynom zalesioną górę Podskale w zach. części wsi Poręba Żegoty. Na tym
wzgórzu powstał klasztor i kościół wzorowany na włoskiej pustelni.
Klasztor w Alwerni posiada cenne zabytki, najcenniejszym jest cudami słynący obraz Ecce Homo.
Z Alwerni chcemy się kierować częściowo jakimś niebieskim szlakiem w kierunku Zalewu Skowronek i dalej do miejscowości Kamień. Niestety szlak jest słabo oznakowany więc dodajemy parę km robiąc pętelkę wokół Alwerni i wracając do drogi 780. W końcu jednak docieramy do Zalewu. Jadąc dalej w okolicy Podłęża postanawiam spróbować podjechać na Skałki, na które prowadzi szlak pieszy. Przecież nie może być tak sielsko, anielsko… ;-) Myślałam, że stamtąd roztoczy się przed nami wspaniały widok na pola, łąki i Wisłę ;-) No cóż, widoku nie było, ale szlak był uroczy, chyba w ogóle nie uczęszczany, biegł wzgórzem pięknie załąkowionym, a trawa czasem sięgała do pasa.
Klasztor w Alwerni posiada cenne zabytki, najcenniejszym jest cudami słynący obraz Ecce Homo.
Z Alwerni chcemy się kierować częściowo jakimś niebieskim szlakiem w kierunku Zalewu Skowronek i dalej do miejscowości Kamień. Niestety szlak jest słabo oznakowany więc dodajemy parę km robiąc pętelkę wokół Alwerni i wracając do drogi 780. W końcu jednak docieramy do Zalewu. Jadąc dalej w okolicy Podłęża postanawiam spróbować podjechać na Skałki, na które prowadzi szlak pieszy. Przecież nie może być tak sielsko, anielsko… ;-) Myślałam, że stamtąd roztoczy się przed nami wspaniały widok na pola, łąki i Wisłę ;-) No cóż, widoku nie było, ale szlak był uroczy, chyba w ogóle nie uczęszczany, biegł wzgórzem pięknie załąkowionym, a trawa czasem sięgała do pasa.
W okolicy Podłęża - w dole płynie Wisła © Monica
Polne maki © Monica
Na niebieskim pieszym szlaku na Skałki w okolicy Podłęża © Monica
Widok ze szlaku na Skałki © Monica
Podjazd na Skałki - skałek to tu nie widać ale tak to wzgórze się nazywa © Monica
Szlak jest uroczy, ale raczej rzadko uczęszczany, a Wisły z góry nie widać © Monica
Mój rowerek na szlaku © Monica
Z Kamienia obieramy kierunek na Czernichów, w którym
mieliśmy promem przedostać się na drugą stronę Wisły i już prościutko pojechać
do Kalwarii. Na mapie wypatrzyłam śliczną rowerową trasę wiślaną biegnącą po wale aż do
Czernichowa i chciałam nią oczywiście pojechać, ale wał był zarośnięty trawą prawie
po pas, tak jak nasza górka, więc zrezygnowałam z przedzierania się nim ok. 10
km i pojechaliśmy do Czernichowa asfaltem.
A tam się okazuje, że po nocnej ulewie podniósł się poziom wody na Wiśle i prom nie kursuje. Musimy się cofnąć jakieś 8 km do Łączan gdzie znajduje się zapora na Wiśle. Siet! Jak ja „lubię” jeździć dwa razy tą samą trasą… Ponadto znów goni nas burza, a właściwie nie goni, bo jest wprost przed nami, musimy w nią jechać, ale dobrze byłoby dojechać jak najdalej nim się rozpęta na dobre, no i znaleźć jakieś schronienie, bo na nadwiślańskich łąkach schronienia nie ma.
Po przedostaniu się na drugą stronę musimy jeszcze wrócić się we właściwym kierunku. W ten to sposób dostajemy w bonusie jakieś 14 km. Dzięki nadciągającej burzy jednak nasza średnia ulega znacznej poprawie ;-) W ostatniej chwili dojeżdżamy do Brzeźnicy i lokujemy się pod parasolkami przy pierwszym napotkanym sklepie. Tam spędzamy ok. 40 min, przeczekując burzę i robiąc przy okazji zakupy. Przy większych grzmotach oczywiście uciekłam do sklepu, gdzie raźniej w towarzystwie przestraszonych ekspedientek ;-)
A tam się okazuje, że po nocnej ulewie podniósł się poziom wody na Wiśle i prom nie kursuje. Musimy się cofnąć jakieś 8 km do Łączan gdzie znajduje się zapora na Wiśle. Siet! Jak ja „lubię” jeździć dwa razy tą samą trasą… Ponadto znów goni nas burza, a właściwie nie goni, bo jest wprost przed nami, musimy w nią jechać, ale dobrze byłoby dojechać jak najdalej nim się rozpęta na dobre, no i znaleźć jakieś schronienie, bo na nadwiślańskich łąkach schronienia nie ma.
Po przedostaniu się na drugą stronę musimy jeszcze wrócić się we właściwym kierunku. W ten to sposób dostajemy w bonusie jakieś 14 km. Dzięki nadciągającej burzy jednak nasza średnia ulega znacznej poprawie ;-) W ostatniej chwili dojeżdżamy do Brzeźnicy i lokujemy się pod parasolkami przy pierwszym napotkanym sklepie. Tam spędzamy ok. 40 min, przeczekując burzę i robiąc przy okazji zakupy. Przy większych grzmotach oczywiście uciekłam do sklepu, gdzie raźniej w towarzystwie przestraszonych ekspedientek ;-)
Jedna z licznych maryjnych kapliczek © Monica
Jadąc w kierunku mostu na Wiśle w Łączanach © Monica
Wisła na zaporze w Łączanach © Monica
Elektrownia wodna na Wiśle w Łączanach © Monica
Schronienie przed deszczem i burzą © Monica
Ruszamy dalej...
W połowie podjazdu w okolicy miejscowości Wysoka © Monica
Widoczki z okolic Przełęczy Zapusta © Monica
Wysoka - nazwa dość adekwatna ;-) © Monica
Widoczki na trasie © Monica
W ten sposób docieramy znacznie później na nocleg, ale i tak najszybciej w historii tego wyjazdu, bo coś koło 16. Już po naszym zakwaterowaniu miał miejsce kolejny intensywny deszcz, ale szybko minął i koło 18 pojechaliśmy sobie do Kalwarii do klasztoru i trochę pochodziliśmy po kalwaryjskich dróżkach. Chodziliśmy tylko godzinkę, a Golgota jest spora, nie wiem czy 5 godzin by starczyło na obejście całej.
Klasztor OO. Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej © Monica
Cudowny Obraz Matki Bożej Kalwaryjskiej © Monica
Klasztor w promieniach zachodzącego słońca © Monica
Ostatnia z kaplic na kalwaryjskich dróżkach © Monica
Kalwaria Zebrzydowska po zachodzie słońca © Monica
Podsumowanie trasy: Nawojowa Góra - Sanka - Grojec - Alwernia - Podłęże - Kamień - Rusocice - Czernichów - powrót do Rusocic - Łączany - Chrząstowice - Brzeźnica - Wysoka - Stanisław Dolny - Zebrzydowice - Kalwaria Z. - Zebrzydowice
Kategoria W towarzystwie, Wyjazdy kilkudniowe, 51-100 km, Jura, Beskid Makowski